Justyna Trzeciak-Gorzelanna Trenerka J. Niemieckiego




Cześć, 

jestem Justyna, uczę niemieckiego głównie online. W sieci działam aktywnie na

Facebooku (Justyna Trzeciak-Gorzelanna Trenerka J. Niemieckiego),

Instagramie (jtg.trenerkaniemieckiego),

mam także kanał na YouTube, Twitter, bloga i stronę internetową:


Moja przygoda z niemieckim zaczęła się w pierwszej klasie gimnazjum. Niestety z uwagi na fakt, iż poprzednie lata uczyłam się już angielskiego i rosyjskiego (na zmianę), nie zapałałam sympatią do kolejnego języka. Tym bardziej tak sztywnego. Trafiła się nam także bardzo wymagająca nauczycielka, więc nie było opcji nie być przygotowanym do zajęć, tym bardziej, iż ja uwielbiałam się uczyć. Jednakże moja nauka opierała się na słynnej zasadzie 3xZ – Zakuj, Zalicz, Zapomnij. Tak było przez następne lata w gimnazjum. Gdy przyszło mi zdecydować co z moim dalszym kształceniem, zdecydowałam się na technikum ekonomiczne. Studia nie były moim marzeniem, bo po co mi one?! Wtedy myślałam, że po ukończeniu technikum, z tytułem Technika, szybciej znajdę pracę niż po studiach. Ale życie spłatało mi figla, ponieważ idąc do szkoły średniej byłam nastawiona na edukację w kierunku ekonomii, bankowości lub coś w ten deseń 😉 Dlatego wybrałam taki profil szkoły.

Podczas uczęszczania do technikum zaproponowano mi wyjazd na praktyki do Holandii, musiałam wybrać którym językiem będę się porozumiewać: niemieckim czy angielskim. Mimo, iż pierwsza deklaracja padła na ten drugi język, już po pierwszych zajęciach przygotowujących do wyjazdu zmieniłam deklarację 😃 Przez kilka tygodni – zanim wyjechaliśmy – trenowaliśmy niemiecki bardzo intensywnie. Po powrocie z Holandii, nie wiem czemu, zmieniłam także deklarację na język obcy, który chcę zdawać na maturze. Moja nauczycielka angielskiego była strasznie zawiedziona, ponieważ miałam świetne oceny, a ona sama liczyła na to, iż będę zdawać ten język. Jednak coś we mnie pękło i poczułam ogromną miłość do języka naszych zachodnich sąsiadów.

Po powrocie do Polski zmieniłam także zdanie co do samego studiowania. Stwierdziłam, iż  jednak studia nie są takie złe, że jednak będę studiować bankowość lub …. geografię 😊 I wierzcie mi, do dziś nie wiem, co się stało, że po maturze zamiast aplikować na bankowość lub geografię padło na .. germanistykę 😊 Maturę samą zdałam bardzo dobrze, więc szybko złożyłam wymagane dokumenty do Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych. Niestety spotkało mnie ogromne rozczarowanie, nie dostałam się.. Za namową mojego partnera wyjechałam do Niemiec, gdzie mieszkałam przez 8 miesięcy, opiekowałam się dwójką dzieci i chodziłam na dwa kursy językowe. Tego jednego tez nie zdałam, brakło mi dosłownie 2. punktów. Byłam zawiedziona, ale po raz drugi aplikowałam do tego samego Kolegium. Ponownie odrzucono moją kandydaturę Załamałam się. Po jakimś czasie spróbowałam trzeci raz – panie z komisji powiedziały mi, iż dostanę szansę, albo ją wykorzystam, albo zmarnuję. To był jak wygrany los na loterii!!!!

Studia zaczęły się bardzo intensywnie, było mi strasznie ciężko. Strasznie. Spałam po 3-4 godziny, uczyłam się non stop. Nawet wracając autobusem do domu na weekend uczyłam się po drodze. Spotykając się z moim chłopakiem też miałam notatki przy sobie. Cieszę się, że mnie tak wspierał, ponieważ przez natłok nauki miałam ciągle jakieś kryzysy psychiczne, brakowało mi sił. Ciągle tylko się uczyłam, nie miałam nic życia prywatnego. Pierwszy rok tak właśnie wyglądał

Już po drugich zajęciach z gramatyki dotarło do mnie, że na już potrzebuję pomocy jakiegoś nauczyciela, ponieważ nie umiałam tylu rzeczy! Studiowały ze mną osoby np. które mieszkały w Niemczech od kilku lat. A ja? Miałam zaledwie 2h niemieckiego w szkole, resztę uczyłam się sama. Wyobraźcie sobie co wtedy czułam Byłam załamana, ale szybko przypomniałam sobie rozmowę z komisją (że to moja ostatnia szansa).

Dzięki Bogu szybko udało mi się „podciągnąć”, po pierwszym semestrze odpadła prawie połowa studentów, tak bardzo się bałam, że i mnie się nie uda. Ale wiecie co? Tak się zawzięłam, tak dużo się uczyłam, że kończąc pierwszy rok byłam jedną z tych lepszych studentek w grupie. Średnia ocen była tak wysoka, że aż sama nie wierzyłam, że to moje oceny… Drugi rok też nie należał do łatwych, ale już byłam „zaprawiona” do mega intensywnej nauki, więc nie było problemu.

Studia licencjackie skończyłam z bardzo dobrymi ocenami, niewiele brakło do wyróźnienia 😊 Więc jeśli się chce – wszystko jest możliwe 😊 Studia magisterskie były w sumie tylko formalnością, w porównaniu do pierwszych trzech lat, które mogę porównać do poligonu 😊 Dziś jestem z siebie dumna i przyznam szczerze, że trochę mi brakuje tych czasów 😉

Dziś mogę się spełniać w mojej profesji, pracuję głównie online i kładę ogromny nacisk na dalszy rozwój 😊


Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen